Pages

czwartek, 12 czerwca 2014

Frankfurt nad Menem - Day 1

Witam po krótkiej nieobecności.

Jak zapewne wiecie, niedawno udałam się do Frankfurtu, gdyż pewnie była to dla mnie jedyna okazja by zobaczyć Miley Cyrus na żywo. Frankfurt był pierwszym wielkim miastem jakie zobaczyłam w Niemczech (piąte co do wielkości miasto Niemiec), stąd więc kolejną atrakcją dla mnie była możliwość pozwiedzania, zobaczenia na włąsne oczy uroku tego miasta. Należy również wspomnieć, że jest jedną z najważniejszych metropolii finansowych świata oraz znanym centrum wystawienniczym. Co do położenia to miasto te leży po obu stronach rzeki Men u stóp gór Taunus. Poruszanie się po nim nie stanowi problemu gdyż miasto posiada system miejskiej komunikacji publicznej (zarządzany przez RMV – Rhein-Main Verkehrsverbund), na którą składają się wzajemnie skomunikowane: kolej, szybka kolej miejska, autobusy, tramwaje oraz metro, dostępne m.in. na wielopoziomowym dworcu głównym (Frankfurt (Main) Hauptbahnhof) i stacjach węzłowych Frankfurt (Main) Hauptwache i Frankfurt (Main) Konstablerwache. Ponadto dla turystów kursuje tramwaj Ebbelwei-Expreß.

Tak więc po 21 godzinach jazdy znalazłam się przy głównym dworcu Frankfurt Main Fbf. Szczerze gdy zobaczyłam te wszystkie niemieckie nazwy, których nie rozumiałam trochę poczułam się przytłoczona, zmęczenie też robiło swoje. Najchętniej usiadła bym na swojej walizce i płakała... No ale gdy trochę doszłam do siebie po podróży, rozejrzałam się, znalazłam tramwaj do Main Messe, było to blisko mojego hotelu, tak więc szczęśliwie dotarłam do mojego hotelu. Po zostawieniu bagażu udałam się na pierwsze zwiedzanie. Fajnie się złożyło, że Skyline Plaza, spore centrum handlowe było niedaleko.







Tak więc po zjedzeniu śniadania i rozejrzeniu się po galerii wyruszyłam na dalsze zwiedzanie. Po drodze spotkałam pewną parę z Kanady. Poszukiwali tego samego muzeum co ja, tak więc ruszyliśmy w jego stronę razem. Naszym celem było Senckenberg Muzeum. Jest to jedno z największych muzeów Historii Naturalnej w Niemczech i wykazuje  bioróżnorodności życia i ewolucji organizmów, a także zmiany odbywające się na Ziemi przez miliony lat. Zaprezentowane są tam również nowe odkrycia naukowe we wszystkich dziedzinach biologii, paleontologii i geologii. Na powierzchnia około 6000 mkw możemy podziwiać ponad tysiąc wystaw, niektóre z nich unikalne w świecie. Dzięki nim możemy odkryć nasz wszechświat i przybliżyć sobie wiele prehistorycznych epok - od "wielkiego wybuchu" aż do początków naszej planety. Było to miłe, starsze małżeństwo. W sumie jeden fakt, który mnie zdziwił to to, że pani z Kanady myślała, że w Polsce mamy nadal drewniane domy... ;]





 Później wróciłam do hotelu na krótki odpoczynek by później znów ruszyć na zwiedzanie zużywając do tego resztki energii jakie mi pozostały. Padło na Palmengarten.
 Jest on  jednym z dwóch ogrodów botanicznych we Frankfurcie nad Menem. Jest to największy ogród tego typu w Niemczech. Znajduje się w dzielnicy Westend-Süd.
Podobnie jak wiele innych miejsc publicznych we Frankfurcie, został prywatnie sfinansowany. Jego projekt wykonał architekt Heinrich Siesmayer. Prace zakończono w 1871 i otwarto go dla publiczności. W 1931 roku ogród został przejęty przez miasto Frankfurt. Po II wojnie światowej był pod władzą okupujących miasto amerykanów. W latach 60 powrócił do swojego pierwotnego właściciela i rozpoczęto jego rozbudowę. W 1992 rekonstrukcja została w pełni ukończona i Palmengarten zabłysło w swojej nowej formie. Bezpośrednio obok obszaru Palmengarten znajduje się Ogród Botaniczny, który należy do wydziału biologii uniwersytetu Johann Wolfgang Goethe-Universität. Botaniczne wystawy organizowane są w zależności od ich pochodzenia na wolnym powietrzu lub w klimatyzowanej szklarni, które zawierają liczne rośliny tropikalne i subtropikalne. Wszystkie ekspozycje zapierają dech w piersiach. Jeżeli bym mieszkała we Frankfurcie, to zdecydowanie te miejsce uczęszczane by było przeze mnie dość często ; )
















 Zwieńczeniem mojego pierwszego dnia pobytu we Frankfurcie było udanie się na wierzę widokową Main Tower, która uważana jest również za jedyny prawdziwy symbol tego miasta. W okresie wakacyjnym taras widokowy znajdujący się na 56. piętrze otwarty jest w godzinach 10-20 (od niedzieli do czwartku), natomiast w piątek i sobotę w godzinach 10-23. Warto pamiętać, że w czasie silnych wiatrów czy złej pogody jest niedostępny dla turystów ze względów bezpieczeństwa. Bilety wejścia na taras widokowy wynoszą 5 euro, a zniżkowe 3, 5 euro. Dzieci i młodzież do lat 16 muszą wejść z osobą dorosłą! Poza tarasem widokowym, znajduję się tutaj także na 53. piętrze - restauracja oraz studio telewizyjne Hessischer Rundfunk (Hessian Broadcasting Company). Oczywiście nie mogło zabraknąć tu również sklepu z pamiątkami, który z pewnością musisz odwiedzić. Warto również pamiętać, że budynek Main Tower to nie tylko słynne 56 pięter oraz 5 podziemnych pięter, ale także nowoczesny budynek, którego budowa trwała cztery lata (od 1996 do 2000 roku). Wprawdzie Main Tower nie należy do największych wieżowców usytuowanych we Frankfurcie nad Menem, ale mimo to jest najbardziej kojarzonym drapaczem chmur. Jest on jedyną tego typu budowlą we Frankfurcie nad Menem, która daje każdemu możliwość spojrzenia na miasto z góry! Main Tower to także świetne miejsce na wspólny obiad czy chwilę relaksu przy kawie. Panorama miasta jest zdecydowanie warta zobaczenia. Kto wie kiedy człowieka możne najść chwila przydatnych refleksji ? 







Końcówka dnia oczywiście musiała mi upłynąć na wieczornej kawce w Starbucks'ie. Później przyszedł czas na odpoczynek w hotelu. Żeby nie potworne zmęczenie nie wiem czy bym usnęła z emocji dotyczących koncertu następnego dnia.

poniedziałek, 26 maja 2014

Dzień Matki .... Piąte urodziny Inci!

W końcu przemogłam moje lenistwo i postanowiłam coś do Was naskrobać ;). W sumie nie tylko związane to było z lenistwem. Ostatnio zajmuje się fan pag'em mojej sis Angel, która pojechała wygrzewać na Chorwację. Takiej to dobrze nie; D Również kilka ostatni dni jest ciepłych więc jak to ja, popołudniami wyleguję się na mojej ukochanej huśtawce ze słuchawkami w uszach. Już zdążyłam zapomnieć jak mi tego brakowało. Wszystko inne przestaje się liczyć, a ja coraz bardziej zatracam się w moim świecie marzeń... no ale powróćmy do rzeczywistości. Dwa ostatnie weekendy minęły mi baaaardzo szybko. Wcześniejszy za sprawą koleżanki mojej sis, która przyszła ją odwiedzić i przy okazji ja załapałam się na oglądanie filmu i małą wyżerkę. Oglądałyśmy dość nietypową komedię "Do zaliczenia" (recenzję może dodam później). Natomiast w miniony szykowałam się powoli na wyjazd i w niedzielę świętowałam piąte urodziny mojej Inci. Właśnie z tej okazji chciała bym Wam przybliżyć okoliczności w jakiej trafiła w moje ręce oraz napisać trochę o niej.


Myślę, że jak wiele osób, ja również zawsze chciałam mieć swoje zwierzę. Kochanego kompana i towarzysza. Będąc na wakacjach u cioci w Poznaniu zobaczyłam jak pewna pani prowadzi właśnie golden retriever. Zakochałam się w tej rasie od pierwszego wejrzenia. To taki spokojne, cierpliwe i mądre stworzenia, ten kto miał z nimi do czynienia wie o czym mówię. Po kilku latach zbliżał się rok mojej 18- nastki. W maju wyhaczyłam stronę, na której ogłoszono iż mają w hodowli nowy miot. Wiadomo, że strona nie stanowi stu procentowej pewności, gdyż mogła być nieaktualizowana itp. Musiałam więc zadzwonić. Wydaje się nic prostszego... ale nie, W tamtym etapie mojego życia, wiem wiem wydać się to może bardzo dziwne ale nie znosiłam dzwonić do obcych ludzi... tak więc zadzwonienie do ludzi z w/w hodowli było dla mnie katuszami ale okazało się to niczym w porównaniu z chęcią posiadania pieska, więc się przemogłam. Okazało się, że moje obawy były nieuzasadnione. Pani była bardzo mile nastawiona, potwierdziła informację ze strony, zapytała się jakie płci ma być piesek.. tak kochani... moja kochana babcia wtedy postanowiła mi go kupić w prezencie osiemnastkowym. 15 sierpnia zatem ruszyliśmy do miejscowości oddalonej ok. 245 km od mojej mieściny po mojego wymarzonego czworonoga. Zabawny był fakt, ze w domu głowiliśmy się nad imieniem dla nowego członka rodziny a po przyjeździe na miejsce oznajmiono nam, że wybrany przeze mnie piesek nazywa się Inka i ma tak w dokumentach (książeczka, wpis w rodowodzie). Po załatwieniu formalności i dokupieni dla Inki paru rzeczy wyruszyliśmy w drogę powrotną. Wszyscy byliśmy zaskoczeni faktem jak spokojnie Inka przetrwała podróż i zabranie jej z rodzinnych stron. O tym, że skradła serce wszystkich domowników chyba nie muszę dodawać ;)

Jak już wcześniej napisałam, mój słodziak ma już pięć lat i umila mi każdy dzień jak umie najlepiej.  Zawsze potrafi wyczuć kiedy mam gorszy dzień (nie wiem do tej pory jak ona to robi). Ponad to est bardzo mądra i cwana, wie kiedy zakręcić się przy jedzeniu, nauczyłam ją nawet łapać jedzenie pyszczkiem, w sumie wyćwiczyła dzięki wcześniejszej umiejętności łapania piłki. Mamy również ostatnio taką zabawę, że ja z tyłu w rękach trzymam jakiś smakołyk i każę jej pokazać w której ręce, wtedy ona kładzie łapę na odpowiednią nogę.. taka zdolniacha ; D Uwielbiam również jej odgłosy kiedy śpi, szczególnie gdy jej się coś śni. Jak większość goldenów jest strasznym tchórzem. Szczególnie nie lubi strzelania, można było wtedy wygrać maraton z nią na spacerze. Ostatnio nawet gdy mocniej wiało to się bała, gdy wstałam to leżała przy drzwiach do mojego pokoju. Szkoda mi jej w  takich momentach bo wiem, ze to dla niej duży stres.

Dziś dzień mamy, a Wy pamiętaliście o swoich ? Ja niestety nie mogę spędzić go z moją ale moje serce jest dziś z nią oraz również przez 360 dni w  roku ; )

Aaaa  i zapomniałam wspomnieć, że wtedy z dziewczynami piekłyśmy pizze.


Gotowy wyrób ;) 
 Pierwszy raz obiłyśmy w okrągłej blaszce.


Mam nadzieję, że  we wcześniejszych zdjęciach patrzyliście tylko na Inkę, gdyż za uszkodzenia wzroku ja nie odpowiadam,  oglądacie na własne ryzyko ;)

Buuuuuziaki ;) 

piątek, 16 maja 2014

Wiosna w rozmytym tle .... ; )

Hejka ;)

Wczoraj  był mega pozytywny dzień. W końcu wyszło słonko i otworzyli moją ulubioną lodzarnię, tak więc sezon uznaję za rozpoczęty -: ). W związku z pozytywną aurą postanowiłam spędzić trochę czasu na świeżym powietrzu. Na urodziny w tamtym roku dostałam Nicona Coolpix P520. Dla takiego amatora jak ja jest to sprzęt wystarczający. Dlaczego o tym wspominam, a no dlatego, że wczorajszego dnia postanowiłam się pobawić różnymi trybami i uzyskać w końcu tan wymarzony efekt "rozmytego tła", którego za chiny nie mogłam do tej pory opanować.  Oto efekty:






 I poza top model na koniec; D


Mam nadzieję, że zdjęcia się podobają. Tak jak wspominałam wcześniej, jestem amatorem ale mam nadzieję, że niebawem się wprawię i zdjęcia będą coraz lepsze ; ) 

Ps. Mam już bilet do Frankfurtu. Oficjalnie mogę zacząć rozplanowywanie podróży (oczywiście jeden wieczór będzie najlepszy - koncert). Bardzo się cieszę ; )!

wtorek, 13 maja 2014

Uciekająca skrzynka i ... mentalność Polaka



Siemanko ; )
Na początku chciałam się ustosunkować jeszcze do poprzedniego postu czuję, że może nie do końca rozwinęłam swoje zdanie na temat reprezentującej nas na Eurowizji piosence. Na początku byłam strasznie zawiedziona, że to Donatan i Cleo będą naszymi reprezentantami. Moje obawy pogłębił fakt usłyszenia na youtube wykonania na żywo wybranego utworu. Pozytywnie zaskoczyłam się na próbie bo w porównaniu z tym co usłyszałam na yt to wykon z próby do Eurowizji był do zaakceptowania. Bardzo mnie ucieszył fakt, że mój drugi wpis spotkał się z Waszym odzewem. Dziękuję, że wyrażacie swoje zdanie oraz wspieracie mnie w moich początkach blogowania.

Przechodząc do dzisiejszego wpisu, dzień jak co dzień.  Z małą różnicą, że dziś ja ugotowałam obiad  i mimo, że sos wyszedł trochę za rzadki to na szczęście był zjadliwy.  Jest to jeden z moich ulubionych , biała kiełbasa, ryż oraz marchewka z patelni.  Później nakarmiłam swoje trzy głodomory. A no tak, nie wspominałam Wam, że ma trzy psy: Sabę, Inkę (moja córa ; D)oraz Dropsa. Jak się domyślacie czworonogi były mega zadowolone z marchewki.  Tak  więc, po tych moich małych „kuchennych rewolucjach” oraz małych problemach z siecią dopadłam komputer i zaczęłam do Was pisać.  

(Łobuziaki czekające na powrót domowników, fot. prywatne)
 Temat na dziś nasunął mi się, gdy znajomy opowiedział mi o pewnym akcie wandalizmu, który miał miejsce w mojej mieścinie niedawno. Otóż jacyś młodzi chłopcy zdemolowali zewnętrzną skrzynkę na listy zawieszoną przy poczcie.  Mój znajomy widział tylko jak uciekają z w/w skrzynką  w stronę ulicy gdzie mieszkam.  Ja wszystko rozumiem, sama jestem młoda, wszystko dla ludzi, można wypić.. ale uważam, że jednak są pewne granice, które dobrze wychowany człowiek powinien przestrzegać. Przecież w tej skrzynce mogą być ważne urzędowe listy i niedostarczenie ich odbiorcy może mieć dla nich nieprzyjemne konsekwencje. Wielu ludzi potem również ubolewa czemu w kraju nie jest lepiej,  że wygląd wielu miejsc odstrasza, ze źle się żyje. Nie dotyczy to tylko osiedli, również i stanu komunikacji miejskiej. Ja oczywiście  nie zamierzam bawić się w politykę …. Ale uważam, że najpierw zanim będziemy cokolwiek oceniać powinnyśmy się zastanowić co możemy w naszym otoczeniu zmienić.  Kto wie może to wszystko bierze się z tej „mentalności Polaka”. Przejawia się to najczęściej tym, że to co publiczne to można zabrać lub zniszczyć jak się nudzi, ale nie tylko… Zetknęliście się może z zazdrością sąsiedzką? Dla mnie to powinien być nasz znak rozpoznawczy. Jeśli sąsiad ma lepsze auto, ogrodzenie to ten drugi nie może tego przeżyć powtarzając w głowie mantrę „skuś baba dziada” zamiast się z nim cieszyć.  Kolejna cecha to obojętność. Ktoś inny to zrobi, ktoś inny zgłosi. Najdrastyczniejszymi przykładami mogą być przypadki nie udzielenia pomocy ofiarom wypadków czy przemocy o których często jest głośno. Nie wiem czy też to zauważyliście ale inne narody się potrafią wspólnie wspierać w odróżnieniu do naszego. Jest to dla mnie przykre.  Oczywiście jest wiele osób, które się niechlubnego schematu Polskiego wyzbyły, ale uważam, że jeszcze daleka droga zanim uda się to wykorzenić na dobre. ..
Jeżeli dotrwaliście do tego momentu to koniec smęcenia.. ; )

 Na koniec chcę wspomnieć, że dziś jest bardzo fajna data, gdyż swoje dwudzieste ósme urodziny obchodzi jeden z moich ulubionych aktorów Robert Pattinson.  Myślę, że tego najsłynniejszego wampira na świecie nie trzeba nikomu przedstawiać ;- ) Ma oczywiście na koncie wiele innych świetnych ról m. in. w „Wodzie dla Słoni” (prawdopodobnie będzie o tym oddzielna notka kiedyś). Życzę mu wielu interesujących aktorskich  wyzwań,  szczęśliwej miłości.. tak kochani bardzo często ubolewałam nad tą niesprawiedliwością (moja sis w sumie też), że taka Kristen to nie dość, ze ma kasy jak lodu to jeszcze i takiego Roberta.. przy boku. Dlatego też nie mogłam zrozumieć dlaczego go zdradziła.. ale znów to temat rzeka dla mnie i mogłabym tu Was zanudzać a zanudzać.. ;) Na koniec dodam, ze jeszcze życzę mu aby wręczcie wydał tą swoją płytę.  

niedziela, 11 maja 2014

Piece of me i .....broda!



Na wstępie chciałam kochani podziękować za trzy polecenia Google mojego pierwszego postu. To wiele dla człowieka znaczy, szczególnie w trudnych początkach.  Jesteście kochani.  Z racji tego, że jest to mój drugi post chciałam jeszcze dodać parę informacji o mnie, uporządkować to wszystko Wam i sobie. Tak jak wspominałam pochodzę z małej miejscowości. W sumie to od początku nie było mi łatwo … Nie powiem,  dzieciństwo miałam wspaniałe za sprawą dziadków, każdemu bym takiego życzyła.  Gorzej ze szkołą. Od kiedy sięgam pamięcią nie byłam akceptowana. Nigdy nie wiedziałam dlaczego ale pewnie jak to  i w innych szkołach, zawsze musi być jakiś kozioł ofiarny.  Najgorzej było w gimnazjum,  żeby nie pewne osoby nie wiem co by ze mną było…  Później gdy już myślałam, że mam wszystko poukładane w głowie to okazało się, że żyłam w kłamstwie.. ok ale od początku.  Mojej rodzinie nie przelewało się, ojciec jeździł do Niemiec ale później coś nie wyszło i nie wiem z jakiej inicjatywy ale postanowił ruszyć za ocean do USA, gdy moja siostra miała dwa lata. Tam poznał jakąś kobietę,  mama później zaczęła się domyślać co on tam wyrabia i chciała być z nim w USA. Dwa lata później dołączyła do niego. My z siostrą miałyśmy również polecieć tam na wakacje ale przez głupią zmianę paszportów nie wyszło… W sumie do tej pory zastanawiam się jak wyglądało by moje życie.  Żałuję,  że nie ma żadnego „magicznego podglądu” aby to sprawdzić.  Możecie się śmiać, ale naprawdę wielu z nas by takie narzędzie się przydało.. ile błędów byśmy w życiu nie popełnili… ale nie ma co gdybać … pewnie miała bym lepsze życie … kto wie.  Mijały lata… po prawie 10 latach wrócili do Polski. Wszystko wydawało się fajnie, wspólne świętowanie mojej 18, letnie wypady nad wodę, a tak naprawdę mama zataiła przed nami, jak ojciec ją traktował.  Ten  „człowiek” zmarnował nam 8 lat życia. Po powrocie do Polski mimo iż zapewniał znów zachowywał się nagannie.  Na szczęście mama wyleczyła się z toksycznego związku i wszystko idzie ku lepszemu.  Mam nadzieję, że mój życiowy pech ucieka tam gdzie pieprz rośnie… bo nie powiecie mi, ze pecha nie ma osoba która musi już niestety opuścić Londyn(miało to miejsce w maju 2013 r.) na 2 dni przed tym jak jego idol będzie tam na specjalnym spotkaniu rozdawał autografy…



Nie przedłużając jak pewnie zauważyliście koniec maja/ początek czerwca zapowiadają się dla mnie emocjonalnie i ciekawie za sprawą moich idolek (może będzie o tym oddzielny post lub akapit).  Jak to mówi moja siostra „jak się na coś czeka to jest fajnie”.  Ja wręcz ubóstwiam to uczucie. Oczywiście analizując milion opcji jak te wyczekiwane dni mi upłyną.  Myślę też, że jest w tym jakiś głębszy sens, bo w sumie jeśli człowiek na coś czeka, to zapewne ma cel w życiu, a z kolei to sprawia, że nasza ludzka egzystencja nabiera sensu.  Już nie mogę się doczekać czerwcowego wypadu do Frankfurtu. Uwielbiam poznawać nowe miejsca,  obserwować jak toczy się tam codzienne życie. Z tego co widziała na fotografiach to bardzo piękne miasto. 


Ufff obyło się bez brody …. Ale tak na poważnie to nie rozumiem po co organizować konkurs z głosowaniem  widzów jak potem się te głosy nie liczą…. Tak kochani piję do bardzo ostatnio kontrowersyjnego tematu Eurowizji. W sumie nie ma się co dziwić, że telewidzowie się zbulwersowali. Sama bym się wkurzyła gdyby moje pieniądze poszły w błoto. .. Nie rozumiem tylko tego „ataku” na zwycięzcę. Wiem, wiem wszystko co jest inne to znaczy, że można się z tego pośmiać  i jest fajne ale nikt nawet nie chce wykrzesać choćby trochę wysiłku w zrozumienie przekazu piosenki.  Oczywiście są osoby, które mają pozytywny stosunek do całej sprawy ale niestety są i osoby nietolerancyjne, które coraz częściej w skrajnych przypadkach są niebezpieczne dla społeczeństwa… Powiem Wam, że nie spodziewałam się, że Cleo tak dobrze wypadnie i będziemy mieli powrót w dobrym stylu do konkursu Eurowizji. Tym pozytywnym akcentem żegnam się z Wami.